Użytkownicy
Grupy
Statystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Mój Citroen DS - historia z życia wzięta
Autor Wiadomość
Mewa25

Mój samochód: Citroen DS
Poj. silnika (cm3): 2175
Paliwo: Benzyna
Wersja:: Pallas
Rok prod.:: 1973
Dołączył: 13 Maj 2016
Posty: 3
Skąd: Warszawa
Wysłany: 13 Maj 2016, 20:24   Mój Citroen DS - historia z życia wzięta

Cześć,

Jestem typowym molem biurowym – mam swój pokój w typowym nowoczesnym biurowcu w warszawskim Mordorze, gdzie dzień w dzień przybywam rano aby wpatrywać się w ekran komputera i klikać myszką… Ci co prowadzą takie życie przyznają, że pozytywnych wrażeń nigdy nie jest za mało i promyki szczęścia czy szybsze bicie serca są często w dużym deficycie…

Zawsze marzyłem o posiadaniu jakiegoś starego samochodu, ale była to sfera marzeń, trochę nierealnych, trochę odległych, aż w końcu coś we mnie pękło i postanowiłem działać. Dłuuugie rozmyślania, wertowanie Internetu, rozmowy ect. rozpatrywanie kolejnych kandydatur (najdłużej umysł zaprzątały mi mercedesy) doprowadziły do sprecyzowania obiektu pożądania – padło na coś co swojego czasu było naj… przełamywało stereotypy, zmieniała sposób myślenia o samochodach i wprowadzało nowe wzorce… czyli Citroen DS.

Nie znam się na samochodach i mechanik ze mnie kiepski, ale postanowiłem zacząć ta przygodę i chciałem się podzielić się doświadczeniami – może komuś to pomoże przejść łatwiej tą ścieżkę niż mi.

Dziś tak naprawdę, prawie rok od zakupu zaczynam dopiero działać w dobrym kierunku i czuję, że wszedłem na właściwą ścieżkę jeśli chodzi o przeprowadzenie budżetowej renowacji i przygotowanie samochodu do przejażdżek na własny użytek.

Postaram się w kolejnych postach (według skromnych możliwości czasowych) opowiedzieć co i czym szło po kolei…

Mewa25

 
 
wojtis1990
Mechanik
Kudyba Wojciech



Mój samochód: Citroen XM / Xantia /C5 / Picasso
Poj. silnika (cm3): 2.1TD 2.0HDI 1.8
Paliwo: ON/PB/LPG
Wersja:: Hatchback
Rok prod.:: 1992
Pomógł: 230 razy
Dołączył: 03 Maj 2013
Posty: 4380
Skąd: Kraśnik
Wysłany: 13 Maj 2016, 20:35   

Super sprawa, czekamy z niecierpliwością na pierwsze fotki.

_________________
Google album XM
Google album Picasso
Google album Mitsubishi MT1601D 4X4
Google album TZ4K14
 
 
Mewa25

Mój samochód: Citroen DS
Poj. silnika (cm3): 2175
Paliwo: Benzyna
Wersja:: Pallas
Rok prod.:: 1973
Dołączył: 13 Maj 2016
Posty: 3
Skąd: Warszawa
Wysłany: 13 Maj 2016, 23:18   

Cześć,

Aby stać się posiadaczem DS… trzeba go po prostu kupić! Nic prostszego: mam budżet, wiem co mi się podoba na obrazku, mam szczere chęci… no po prostu będzie jak skoczyć po cukier do Biedronki….

Nieoceniony Internet. Dość szybko zorientowałem się, że na szczęście ofert DS-ów nie brakuje. Oczywiście nie w Polsce – u nas są pojedyncze sztuki i zazwyczaj coś z takim ogłoszeniem jest nie tak (np. człowiek który dał ogłoszenie na allegro jak zadzwoniłem powiedział, ze nie chce sprzedać…:)), ale Francja, Holandia, Niemcy, Belgia… tam co dzień pojawia się po kilka sztuk od Euro 2000 w górę. Oczywiście patrząc na obrazki ich stan jest tak różnorodny jak ceny.

I tu napotkałem pewną trudność: nie jestem poliglotą, ale nie obcy jest mi język obcy powszechnie używany w biznesie + edukowano mnie przez wiele lat języka braci Słowian ze wschodu + coś tam potrafię z siebie wykrztusić w języku wielbicieli korridy, ale to wszystko. Oczywiście czytanie ogłoszeń, to żaden problem, albo strona sama tłumaczy, albo jest google translate, więc absolutnie na tym etapie nie było żadnych przeszkód. Po pewnym czasie okazało się jednak, że w moim budżecie nie ma tak wielkiego wyboru jak myślałem na początku, co więcej obiecujące sztuki znikają dość szybko, a na popularnych portalach, mielą się w koło te same ogłoszenia super drogo lub super badziewie…. Trzeba więc było zacząć działać bardziej konkretnie.

I tu właśnie nastała ta trudność – jak się dogadać jak zadzwonię? Po kilku telefonach moja wiara w to, że posiadacze DS-ów na sprzedaż znają angielski, co tu dużo mówić, została poważnie podkopana. Pisanie SMS-ów czy wiadomości na portalach można sobie darować, zresztą ja też jak coś sprzedaję nie reaguję na SMS-y i wiadomości, szkoda czasu. Tym bardziej jakby pisał ktoś z zagranicy. Tak naprawdę udało się porozmawiać z jednym Holendrem, ale już po chwili wiedziałem, że to nie to…

Mam rodzinę we Francji – jak usłyszeli, że chce kupić DS-a obiecali pomóc. Ale każdy ma przecież swoje sprawy i jak nakręcony esemesowałem, żeby szybko dzwonić, to gdy zadzwonili, towar był już wspomnieniem albo już z kimś sprzedawca był umówiony na oględziny... takie życie. Szczególnie żal mi było jednego DS20 z Belgii z automatem. Stał w garażu; na zdjęciach wyglądał ładnie, a cena mieściła się w budżecie. Zadzwoniłem najpierw sam, odebrała kobieta, pewnie w średnim wieku; może odziedziczyła niedawno samochód? bo w porównaniu do innych ofert była to okazja, a nie za bardzo wiedziała co sprzedaje. Niestety po angielsku nie nagadaliśmy się za dużo, a po południu powiedziała po francusku, że jest już zarezerwowany.

Jeszcze o portalach: Najdroższe oferty były zawsze na wielkich i znanych portalach, typu mobile i autoscout. Najlepsze oferty i najbardziej obiecujące były na leboncoin.fr i lokalnych holenderskich (to znaczy takich po niderlandzku). Leboncoin nie lubi ludzi z zagranicy, bo z polskiego IP nie chciał nawet pokazać numerów telefonów. Na szczęście rodzina widziała i mogli dzwonić. Odwiedzałem też kilka mniejszych portali z innych krajów – DS-ami handlują prawie w całej Europie!

No i właśnie, na jednym z takich portali gdzie nie było dużo ogłoszeń znalazłem coś takiego, że serce mi zabiło mocniej – DS21 z 1972 roku, czerwony. Ze zdjęć – bardzo ładny. Ogłoszenie było na włoskim ebay-u (potem szło przekierowanie już nie pamiętam gdzie). Samochód stał we wsi koło Neapolu… zadzwoniłem. Oczywiście, lokals nie mówił w żadnym ze znanych mi języków, ale udało się z nim dogadać (ja mówiłem bardziej po hiszpańsku niż włosku), że jak wyślę mu sms-a po włosku to odpowie. Więc zaczęliśmy korespondencję…

Dowiedziałem się, że samochód jest ok, jeździ, sprawny, nie ma rdzy i że właściciel przywiózł go przed paru laty z Francji. Po pewnym czasie przyznał się, że mówi po francusku, więc napuściłem na niego rodzinę aby wszystko jeszcze raz dogadali. Oczywiście zeznali, że powiedział, że wszystko to co pisał w esemesach (a ja pracowicie tłumaczyłem przez gogle translate) jest prawdą. Nie pozostawało więc nic innego jak tylko umówić się na oględziny…

I tu przyznać muszę trochę serce mi zadrżało. Niby człowiek zdecydowany. Wszystko obgadane. W Neapolu już byłem kilka razy, więc prawie jak odwiedzenie starych śmieci. Po świecie podróżowałem już dość sporo, przygody różne miałem ale jednak pojawiły się wątpliwości –pojechać? Nie pojechać? A co jak coś będzie nie tak? Niby koszt wycieczki do Włoch nie był wielki, ale kilka takich nieudanych wycieczek i będzie po budżecie na samochód… Pominę już moich najbliższych, który naczytali się, że jest tam mafia i chyba święcie wierzyli, że jak pojadę to zostanę po prostu zjedzony :)

Przy okazji wtrącę jeszcze jeden wątek: W pierwszym odruchu pomyślałem, że jak kupie ten samochód to po prostu wsiądę w niego i przyjadę do domu. No przecież samochód służy do jeżdżenia, więc w czym miałby być problem? Już kiedyś jechałem samochodem z Rzymu do Warszawy i na dwa dni taka podróż jest ok. Zaczęły mną jednak targać wątpliwości, czy to aby jest na pewno najlepszy pomysł – 40-to letni samochód, nie wiadomo w jakim stanie, czy przypadkiem coś się nie popsuje, nie urwie, albo nie przestanie działać, nie daj boże z zawieszeniem, czy hamulcami…. Czując się już prawie właścicielem, zacząłem jednak szukać jak go stamtąd przywieść.

Okazało się, że opcje w zasadzie są 2: albo transport dedykowany (droższy), albo wspólna laweta, która jedzie jak nazbierają się klienci (taniej). Oczywiście tańsza opcja przypadła mi do gustu o wiele bardziej – na prawdę dobrą ofertę można znaleźć przez clicktrans. Trochę jednak moje skrzydła zostały podcięte, bo dobrzy ludzie którzy specjalizowali się w wożeniu samochodów z Włoch, z którymi rozmawiałem przez telefon gorąco odradzali mi zostawianie Włochowi jakichkolwiek pieniędzy (podobno czasem zdarza im się zapomnieć, że przyjęli zaliczkę, sprzedać ten sam samochód 2 razy, samochód przepada, ale zaliczkę pożyczył brat kuzyna najlepszego kumpla ect.). Jak to więc zorganizować, aby samochód nie zniknął w międzyczasie?

Myślałem, myślałem i wymyśliłem, że go po prosu kupię (!) i dam sobie spokój z głupimi zaliczkami. Pieniądze aby nie wieść kilku tysięcy Euro w plecaku wypłacę w lokalnym banku (najpierw upewniłem się z moim bankiem, że to będzie możliwe) i siup! Samochód jak już będzie mój powinien dać radę przejechać z 70 kilometrów do Neapolu, a tam zostawię go na parkingu strzeżonym (znalazłem taki jeden przez gogle maps). A z parkingu wspólna laweta odbierze bez problemu. Na okazję podróży tych 70 kilosów znalazłem numery telefonu do pomocy drogowej (podskórnie chyba czułem, że podróż może być większa przygodą niż byłem to gotów przyznać) i tak dzielnie wyposażony we wszystko co potrzebowałem kupiłem bilet do Rzymu!

Z moim Włochem umówiłem się w Caesercie na stacji kolejowej około 20:00. Podróż upłynęła mi bez emocji – jedyne co mnie uderzyło to ilość czarnych imigrantów w centrum i Rzymu i Neapolu. Oni byli grzeczni – nikt mnie nie zaczepiał ani nic nie chciał, ale było ich po prostu mnóstwo: na terenach kolejowych, przy śmietnikach, na stacjach, na placu przed stacją, ect. Trochę czar pięknych Włoch na wakacje prysnął – kiedyś nie było tylu imigrantów – a może po prostu ich nie widziałem?

Niestety…. mój Włoch się rozmyślił i nie przyjechał po mnie jak to było umówione – zgrzyt jak nie wiem. Po godzinie czekania w drodze powrotnej do Neapolu rozważałem co zrobić następnego dnia – darować sobie i iść na plażę, czy pojechać do niego taksówką. Też trochę zaczęło mi kiełkować w głowie, że może ten jego sprzęt nie jest taki fajny jak to wygląda na obrazku. A może to mafioso i mnie zje, więc lepiej, że po mnie w nocy nie przyjechał? Choroba wie.

Ranek jak to często bywa z tą pora dnia zastał mnie z optymizmem i silnym przekonaniem, że co było to było, ale skoro już dotłukłem się do Neapolu, to wezmę rano taksówkę i pojadę do tego makaroniarza zobaczę co on tam ma. Więc pojechaliśmy.

Jedna dygresja o Neapolu. Muszą tam panować dziwne zwyczaje. Ot takie zdarzenie: mój kierowca zatrzymał się na poboczu przy wyjeździe z miasta i zadzwonił do sprzedawcy aby dopytać się dokładnie gdzie ma mnie zawieść. W sumie dobry pomysł – ja po włosku tłumaczyłem jak umiałem, ale pewnie szło słabo. Wtem koło mojej taksówki z piskiem opon zatrzymała się inna z tej samej korporacji, wyskoczył z niej taksiarz z lewarem czy jakimś innym metalem w łapie i w te pędy do mnie!!! Na szczęście mój kierowca zaczął pokazywać, że jest ok i coś krzyczeć po włosku – inaczej mógłbym dostać, bo sytuacja dla mnie była tak abstrakcyjna, ze pewnie nawet bym się przekonująco nie zasłonił… Zadziwiające zdarzenie – potem myślałem sobie, że skoro kierowcy tak się zachowują muszą mieć po temu jakąś przyczynę… chociaż sam nie wiem co o tym myśleć….

Gdy dojechaliśmy szybko zrozumiałem, że u mojego Włocha mógłbym się uczyć i fotografii i handlu. Był DS, ale nie 21 Pallas, tylko Dsuper (plakietka na bagażniku – oczywiście przez przypadek – nie była widoczna na żadnym z 10 zdjęć). Rdzy żadnej nie miał, ale gdzieś tak od wysokości połowy drzwi. Był sprawny, ale trzeba było go odpalić od innego samochodu, bo akumulator zdechł. Jeżdżący pewnie też był, ale dawno nie maił tej okazji, bo w oponach nie było za dużo powietrza. Do środka krępowałem się wsiąść, bo materiałowe siedzenia sprawiały wrażenie jakby miały się rozpaść przy pierwszym dotknięciu… Pominę różne inne drobne kwestie, które moje niewprawne oko dostrzegło. Nawet gdyby italianiec spuścił o połowę i tak bym przepłacił… sprawa była bezprzedmiotowa.

No cóż…przez pewien czasu czułem się jak frajer :) , dopiero potem zacząłem sobie tłumaczyć, że w sumie dostałem lekcję, która mnie sprowadziła na ziemię. I właśnie koszty tej wycieczki postanowiłem spisać do prywatnej rubryki – edukacja. Wielu ludzi na edukację przeznacza o wiele wyższe kwoty, wynosząc o wiele mniej, więc i tak miałem szczęście.

O tym jak dalej poszukiwałem wymarzonego DS-a i co z tego wyszło opowiem za jakiś czas.

Mewa25

 
 
Mewa25

Mój samochód: Citroen DS
Poj. silnika (cm3): 2175
Paliwo: Benzyna
Wersja:: Pallas
Rok prod.:: 1973
Dołączył: 13 Maj 2016
Posty: 3
Skąd: Warszawa
Wysłany: 25 Maj 2016, 23:16   

No i właśnie. Pierwsze koty za płoty.

Z rozpędu zapomniałem napisać o dwóch sprawach. Pierwsza to pikuś – gdzie będę trzymał ten skarb jak go już kupie? Mieszkam w mieszkaniu a miejsce parkingowe we wspólnym garażu to nie to…

Na szczęście mam rodziców na wsi a oni maja tam taki budynek gospodarczy. Jedyny mankament jest taki że przez 2 dekady od wyprowadzki z miasta, cały budynek został zajęty przez różne skarby… W rodzinie przez miesiąc wisiała siekiera w powietrzu i każdy może sobie wyobrazić walkę o pojedyncze deseczki, blaszki, pudełka, zapasy opału, zużyte sprzęty i inne potrzebne przedmioty nie używane od kilkunastu lat… ect. Ale jak napisałem wyżej to był pikuś – miesiąc trochę własnymi siłami, trochę pracownicy i udało się to uprzątnąć.

Sprawą naprawdę ważną było jak w zgodzie i pokoju przeprocesować Citroena przez moją żonę… Bo nie dość, że stary grat to jeszcze z miejscem stacjonowania u moich rodziców, więc wiadomo. Tak jak nie jestem poliglotą, nie jestem też dyplomatą. Co więcej człowiek ze mnie jest dość niecierpliwy – wszystko chce od razu. Ale akurat tu narzuciłem sobie żelazną dyscyplinę aby robić to powoli. Najpierw więc opowiadałem o deesie o tym jak powstał, różne anegdoty co znalazłem w Internecie i generalnie starałem się aby temat był wiecznie żywy w rozmowach. Potem od czasu do czasu oglądaliśmy razem ogłoszenia… przyszedł czas na stare francuskie filmy gdzie wyszukiwaliśmy razem DSy na drugim planie omawialiśmy kolory ect… Potem obiecałem, że nie zapomnę o „bożym świecie” i nie przeniosę się do szopy ze starą cytryną na każdy weekend…. I w pewnym momencie stał się cud: W tym magicznym momencie moja żona powiedziała, że jak w końcu kupię tego NASZEGO Citroena, to będzie chciała żebyśmy całą rodziną, czyli z córką, pojechali na wycieczkę do Kazimierza. Zastrzygłem uszami  i już wiedziałem, że jest dobrze. Potem gdy jechałem do Włoch na oględziny, żona pomogła podjąć słuszną decyzję, więc już byłem pewien, że między nami nie stanie inna bogini…

Po powrocie z Włoch sprawa trochę przycichła. Obejrzałem jeszcze kilka Citroenów, ale nie zapuszczałem się zbyt daleko od domu. Jakoś tak nie szło, sam nie wiem czemu. Aż nastał jaki jeden wtorek... W pracy piekło – z czymś się nadstawiałem i prezes skupił się na mnie od chyba 6 rano. O 10 byłem już jak kłębek nerwów – co robić? Przepraszać? Tłumaczyć? Bronić swojego? I w taki właśnie dzień ciut po 10 rano zadzwonił telefon – dzwonił handlarz od oldtimerów, do którego ja zadzwoniłem pół roku wcześniej i pytałem o Citroeny DS czy sprowadza, jakie ceny itd. – nie miał za bardzo czasu rozmawiać, więc zapomniałem o sprawie. A tu on mówił, że ma Pallasa z 73, sprawny i jeżdżący, sam nim przyjechał z Holandii parę dni temu i czy ja jestem zainteresowany… Ba! Czy jestem zainteresowany… co za pytanie. No ale nie ma co się odsłaniać, tak chętnie zobaczę, mogę przyjechać w sobotę, ale ta cena… trochę poza zasięgiem więc może o tym porozmawiamy? No nie taki był plan z drugiej strony – kasa była potrzebna dziś: umówiliśmy się, że samochód przyjedzie do mnie, a jak nie kupię to oddam za benzynę (PLN 500, bo oczywiście drugi koniec Polski).

Tak jakoś problemy dnia codziennego, prezes, maile, sprawy… wszystko tak jakoś wyparowało… czy się rozpłynęło, sam nie wiem. Chodziłem jak w transie resztę dnia. O 18:30 na stacji benzynowej koło domu już na mnie czekał. Bordowy. Skrętne światła. Skurzane siedzenia. Wspomaganie. Pięknie się podnosił. Radio. Trochę rdzy na wierzchu. Miał silnik pod maską – bo tyle byłem w stanie dojrzeć w nocy przy świetle ze stacji benzynowej. Był kompletny, miał koła i kierownicę – na tym zakończyła się moja ocena techniczna  Przejażdżka też wypadła pozytywnie – osiągnęliśmy 100 km/h na mojej osiedlowej uliczce i na skórzanych fotelach w garniaku latałem po całej kabinie…

Kupiłem! Oczywiście, że kupiłem. W budżecie się nie zmieścił… a co tam, żyje się raz. Nie po to się na co dzień w biurze użeram, aby – jak jest okazja – żałować sobie spełnienia marzeń. Starał się oczywiście patrzeć na chłodno – gdybym znalazł nawet coś podobnego sam, to wycieczka za granicę plus przywiezienie i tak zżarłaby pokaźną sumę. Z drugiej strony sprzedawca przyznał się od razu , że jest pod presją… bo gdzieś tam już czeka jakieś stare BMW, na którym można zarobić, że hoho… Cenę udało się dość znacznie znegocjować… wiec nie widziałem żadnych przeciw. No może tylko to że blacharka do zrobienia (ale rogi drzwi były tylko delikatnie dotknięte przez rdzę i to było na plus – tak wyczytałem w nieocenionym Internecie), ale to szczegół.

Wstawił go do garażu – sam się bałem go dotknąć. Oczywiście służbowa Toyota poszła podziwiać gwiazdy tej nocy. Wziął kasę, którą tak pracowicie, na raty, wyciągałem z bankomatu na stacji benzynowej; podpisaliśmy jakąś tam umowę po holendersku - ale chociaż numer VIN się zgadzał. Schowałem kluczyki do kieszeni; żona zrobiła herbatę; pogadaliśmy o życiu; poprosił, aby podrzucić go do McDonalda; pożegnaliśmy się serdecznie – życzyliśmy sobie odpowiednio: szczęśliwej podróży i dużo radości z zakupu.

Kupiłem! Kupiłem! Kupiłem! Na reszcie! Ale do czego są te wszystkie guziki? Jak on ma dużo miejsca w środku! A skąd ten zapach? To chyba stara skóra. Radio gra. Podnosi się… Potem żona przyszła oglądać – czekałem w mieszkaniu jak na szpilkach co powie… ale podobał się… radio grało, ładny kolor, tylko ten zapach. Czy usnę tej nocy? Tle wrażeń… ale sen przyszedł po 1… śniłem o Citroenie, jak jeżdżę i zaglądam pod maskę… 

O pierwszej jeździe i o tym co tak na prawdę kupiłem opowiem już jednak następnym razem.

Pozdrawiam, serdecznie Mewa25

 
 
wojtis1990
Mechanik
Kudyba Wojciech



Mój samochód: Citroen XM / Xantia /C5 / Picasso
Poj. silnika (cm3): 2.1TD 2.0HDI 1.8
Paliwo: ON/PB/LPG
Wersja:: Hatchback
Rok prod.:: 1992
Pomógł: 230 razy
Dołączył: 03 Maj 2013
Posty: 4380
Skąd: Kraśnik
Wysłany: 26 Maj 2016, 08:01   

Bardzo przyjemnie czyta się taką opowieść, to jak bajka na dobranoc :lol:
Zdjęcia jakieś posiadasz ?

_________________
Google album XM
Google album Picasso
Google album Mitsubishi MT1601D 4X4
Google album TZ4K14
 
 
lecitron

Mój samochód: C5 Mk1
Poj. silnika (cm3): 2000
Paliwo: lpg
Wersja:: break exclusive
Rok prod.:: 2001
Dołączył: 15 Cze 2016
Posty: 82
Skąd: Wwa
Wysłany: 9 Lipiec 2016, 20:13   

Ciąg dalszy...!!!!
Gdzie jest dalszy ciąg...?!?!?! :(


;)

 
 
Dom1n

Mój samochód: CITROEN XM
Poj. silnika (cm3): 2975
Paliwo: PB
Wersja:: Tecnic
Rok prod.:: 1992
Dołączył: 20 Cze 2016
Posty: 5
Skąd: Łódź
Wysłany: 25 Lipiec 2016, 10:32   

Widzę pewne analogie tej historii z moją własną:) Kiedy ciąg dalszy?

 
 
biodr

Mój samochód: XM
Poj. silnika (cm3): 2946
Paliwo: benzyna
Wersja:: V6
Rok prod.:: 1998
Pomógł: 1 raz
Dołączył: 20 Kwi 2016
Posty: 39
Skąd: Kraków
Wysłany: 16 Kwiecień 2017, 13:33   

Czekam na dalszy ciąg. To z wprowadzaniem żony do tematu jest genialne. Ja mojej powiedziałem, niby mimochodem, że znajomy jest w Niemczech i ma oglądać XM-a, da mi znać czy warto go brać. I potem miałem ją dalej stopniowo wprowadzać do tematu. Siedzę sobie w pracy, a znajomy dzwoni. Akurat miał wolne miejsce na lawecie więc po prostu XM-a przywiózł i zostawił mi na podjeździe pod domem. Aż mi serce na moment stanęło. Pytam go: co na to moja żona? Widziała samochód jak go zostawiał? Mówiła coś? - Nic nie mówiła - powiedział znajomy. Tylko oczy miała wielkie jak spodki.

_________________
biodr
 
 
arturromarr
Aktywny



Mój samochód: Citroen XM
Poj. silnika (cm3): 1998
Paliwo: E5 / LPG
Wersja:: TURBO
Rok prod.:: 1995
Pomógł: 4 razy
Dołączył: 23 Mar 2018
Posty: 572
Skąd: centralna Polska
Wysłany: 29 Sierpień 2018, 12:55   

Szkoda, że opowieść się skończyła za szybko. Może autor jeszcze sobie przypomni o forum i dopisze dalsze losy.

 
 
biodr

Mój samochód: XM
Poj. silnika (cm3): 2946
Paliwo: benzyna
Wersja:: V6
Rok prod.:: 1998
Pomógł: 1 raz
Dołączył: 20 Kwi 2016
Posty: 39
Skąd: Kraków
Wysłany: 29 Sierpień 2018, 14:38   

Cytat:
arturromarr napisał/a:
Szkoda, że opowieść się skończyła za szybko.


Sądząc po tym, że ostatnia data logowania Mewa25 to 25 maj 2016 (niecałe dwa tygodnie od dnia, gdy założył konto) raczej nie doczekamy się dalszego ciągu opowieści. A szkoda, bo ciekawie pisał.

_________________
biodr
 
 
benekc

Mój samochód: Citroen DS23
Poj. silnika (cm3): 2347
Paliwo: benzyna
Wersja:: osobowy
Rok prod.:: 1972
Dołączył: 12 Cze 2020
Posty: 1
Skąd: Strzelce Opolskie
Wysłany: 12 Czerwiec 2020, 20:54   

Mewa25, rozpaliłeś ciekawość na forum i tematu nie skończyłeś. Masz jeszcze to auto?? Dokończ temat Czyta się jak dobry kryminał.

_________________
Zbyszek
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template FMC created by ROBSON from FORUM MIŁOŚNIKÓW CITROENA